Słońce o poranku, płyniemy w kierunku ciepłych promieni, otula nas chłodny wiatr, kamienny falochron otacza nas w dwóch stron, trawy, dzikie konie…wąski przesmyk wprowadza nas pomału w morze, ciepło, spokojna woda, prężące swoje pióra różnorodne ptaki, ryby wesołą skaczące przed łodzią..otwiera się przed nami Morze Czarne pełne silnych wiatrów, fal, piaszczystych wydm…Dla każdego Delta Dunaju wygląda inaczej, ale podróż kanałami zachwyca za każdym razem.
Nie wszystkie wspomnienia można zapisać na zdjęciach, a po tegorocznym wyjeździe do Rumunii przywiozłam dwie garści pełne emocji… Na wspomnienie większości z nich uśmiecham się, choć były też momenty „zaskakujące”. Jednym tych zaskakujących momentów były smaki Delty. Dwa lata temu próbowałam namiętnie mamałygę z gulaszem, czasami była pyszna, czasami pozostawiała niesmak, dlatego tym razem skusiłam się na zupełnie inne przysmaki. Głównie ryby, w każdej chyba możliwej postaci, pyszne mięsne potrawy, tylko do słodyczy mnie nie ciągnęło, choć w trakcie długiego dnia na łodzi chętnie zajadałam się czekoladowymi rogalami z lokalnej cukierni.
Praca zaostrza apetyt! Po ciężkim dniu na morzu (czy na łodzi, na w wodzie, czy na lądzie) budził się w nas wielki głód! Z przyjemnością wieczorami oddawaliśmy się przyjemnością związanym z poznawaniem lokalnej kuchni. Już drugiego dnia namierzyliśmy knajpę z fantastycznym jedzeniem i winem. Dwa razy zrobiliśmy wyjątek, bo nasze ulubione miejsce było wypełnione po brzegi.
Dzisiaj chcę podzielić się z Wami kilkoma zdjęciami z Delty Dunaju i potraw, które jedliśmy (jak się okazuje czasami byłam tak głodna, że zostało tylko wspomnienie potrawy). Ciężko mówić o pełnym spisie składników każdego dania, ale podstawą dań była ryba i pieczone warzywa, na talerzu też można znaleźć makaron. Na nowo odkryłam karpie, nie wiem jak Wasze doświadczenia z karpiem podczas Wigilijnej kolacji, ale ten był smaczny! I te ich pyszne zupy…
Chętnie wrócę do Delty Dunaju jeszcze raz…

















